Znajdź płyty, które kochasz. Dowiedz się więcej o artystach, których uwielbiasz.

Znajdź płyty, które kochasz.

Kultowy koncert Pink Floyd w Pompejach

0
Kultowy koncert Pink Floyd w Pompejach

Reżyser Adrian Maben przyznaje, że to mogła być katastrofa. I prawie była. Ekipa, która w latach 70. podjęła się dość ekscentrycznego projektu – nagrania piosenek Pink Floyd w Pompejach – musiała poradzić sobie z wyzwaniami, które dziś wydają się błahe, jednak ponad 50 lat temu mogły całkowicie przekreślić realizację koncertu dziś uznawanego za jeden z najlepszych w historii.

Kultowy koncert Pink Floyd w Pompejach na winylu

Zaczęło się od spotkania Mabena z menadżerem Pink Floyd Steve’em O’Rourke. Bez entuzjazmu i pomysłu. Sześć miesięcy ciszy. I drugie spotkanie. To na nim pojawia się pierwszy, szczątkowy jeszcze zarys koncepcji. Reżyser ma wizje – chce połączyć sztukę z muzyką Pink Floyd, zespołu jeszcze młodziutkiego, szukającego form wyrazu, ale już odważnego w swoich eksperymentach. W rozmowach przewijają się malarze i rzeźbiarze: René Magritte, Jean Tinguely, Christo, Giorgio de Chirico. Jak połączyć rzeźbę, obraz i muzykę? Planu na doskonałą synergię tak różnych form nadal brak.

Pojawia się jednak iskierka. Zespół jest na “tak”. Potrzebują przestrzeni i czasu do namysłu. Każdy idzie w swoją stronę, chociaż już wiemy, że te drogi ponownie się spotkają. Reżyser Andrian Maben jedzie ze swoją partnerką do Włoch. W upalnym słońcu para zwiedza ruiny w Pompejach. Kilka godzin później mężczyzna uświadamia sobie, że przycupnięcie na kamieniu w amfiteatrze przypłacił koszmarną zgubą – z kieszeni wypadł mu paszport. Wieczorem, już sam, wraca do parku archeologicznego. Cisza, półmrok, pustka. “To jest to” – pomyślał. Później w wywiadach precyzował, że poczuł w Pompejach śmierć, ale i życie. Coś się tam tliło. Muzyka Pink Floyd mogła przywrócić temu miejscu życie.

Wraca jednak temat formy. Ekipa nie chce robić klasycznego reportażu czy zapisu z koncertu. To czas chodzenia za artystami z kamerami, pokazywania całych występów i reakcji publiczności. Punktem kulminacyjnym tej estetyki był Woodstock. Adrian Maben przyznaje, że oni chcieli zrobić “anty-Woodstock”. Bez widowni. Muzyka, cisza i pusty amfiteatr – fundamenty pomysłu są coraz wyraźniejsze.

Kup płytę Pink Floyd "Live at Pompeii" w preorderze

Pink Floyd w Pompejach – jak nagrywano film?

W dniu wyjazdu nadal jednak nic nie jest pewne. W październiku 1971 roku ogromne ciężarówki z tonami sprzętu Pink Floyd docierają na południe Włoch. Zespół leci samolotem, a na miejscu wykluwają się pierwsze problemy – brak prądu. Maben wie, że nie ma nawet sensu pytać, czy Floydzi zagrają z playbacku. To niezgodne z ich etyką i stylem pracy. Kryzys robi się poważny. Włosi przychodzą, obiecują, że wszystko naprawią, ale nic się nie zmienia. Ostatecznie pociągnięto kable do znacznie oddalonego od amfiteatru budynku ratusza w Pompejach. Jest dźwięk. Z sześciu dni zdjęciowych zostały trzy – na nagranie utworów, ale i ujęć do filmu. Błotniste bąble, dymy, fumarole i chodzący wokół nich członkowie zespołu zostają uchwyceni na Polach Flegrejskich.

Od tego momentu wszystko idzie zgodnie z planem, który właściwie klaruje się noc przed nagraniami. Steve O’Rourke wręcza reżyserowi “coś w rodzaju nagranego demo”, które nie zostało wydane i poleca, żeby się zapoznał z materiałem. Utwory wykonane w Pompejach wybrali oczywiście członkowie zespołu. Były to Echoes (otwierające i zamykające film), One of These Days i A Saucerful of Secrets – mieli tylko trzy dni, napięte harmonogramy i bilety powrotne. Pozostałe kawałki (Set the Controls for the Hearts of the Sun, Careful with That Axe, Eugene, Mademoiselle Nob) dograno w studiu. By jednak nie stracić pompejskiego ducha, wykorzystano technologię transflex – za zespołem, który był na pierwszym planie, wyświetlono ujęcia z Włoch. Efekt nie spodobał się ani reżyserowi, ani zespołowi, ale nie mieli innego materiału.

Dźwiękowo jednak nie było się do czego przyczepić. Utwory nagrano na 24-ścieżkowym magnetofonie (jakby nagrywano płytę). Kierownik trasy i inżynier dźwięku Peter Watts uważał, że jakość nagrania jest porównywalna, o ile nie lepsza niż w profesjonalnym studiu – dźwięk odbijał się od kamiennych ścian amfiteatru i dawał delikatne echo, co podbiło unikatowy klimat piosenek. Niezmącony dźwięk to efekt zablokowania wejść, ale też faktu, że muzyka grana w amfiteatrze zostawała w nim. Nie niosła się dalej, nie przyciągała uwagi. Oczywiście kilkoro dzieci prześlizgnęło się na plan i z kącików cichutko podglądało nagrania. Gdy reżyser wrócił do Pompejów w 2001 roku i poprosił o zgodę na nagrania do wersji reżyserskiej, mężczyzna z obsługi przyznał, że jest jednym z dzieciaków, który był świadkiem tej historycznej dla muzyki chwili. Najpewniej widział również ikoniczny momentem, gdy Roger Waters uderza w wielki gong.

"Live At Pompeii" to nie tylko muzyczna uczta i szansa na zachwycenie się artystyczną intuicją zespołu. To możliwość obcowania z wielopoziomową opowieścią – o przeszłości, o eterycznej mocy październikowego światła, o ciszy, która okazuje się niezbędna do powstania kapitalnych dźwięków, o różnych wymiarach sztuki, o śmierci i życiu. “Czuliśmy, że jesteśmy we właściwym miejscu o właściwym czasie” – wspomina Adrian Maben. Aż trudno uwierzyć, że tyle musieliśmy czekać na oficjalną i dopracowaną winylową wersję kultowego koncertu Pink Floyd w Pompejach. Koncertu, który jest wydarzeniem mocno symbolicznym w historii zespołu. To czas po odejściu Syda Barretta, chwilę przed wydaniem The Dark Side of the Moon, który zatrząsł (nie tylko) muzycznym światem. Być może były to dla nich ostatnie chwile ciszy.

 

Tekst: Alicja Cembrowska

Zdjęcie: Sony Music

 

Komentarze do wpisu (0)

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl